niedziela, 18 stycznia 2015

Marrakech - MORROCO PART I

Marrakech

Niczego się nie spodziewałem, niczego sobie nie wyobrażałem, specjalnie nie czytałem za wiele na temat tego miasta. Chciałem dać się zaskoczyć i poczuć na własnej skórze jakim miejscem jest Marrakech. Słyszałem od znajomych jedynie by nie dać się oprowadzać miejscowym - ponoć zawsze chcą za przysługę pieniążek. I tak też jest ale o tym to za chwilę…

Dopiero w samolocie zdałem sobie sprawę z tego, że ta podróż będzie inna od wszystkich pozostałych. Jadę do Afryki! Kolejny kontynent odhaczony na mojej podróżniczej mapie świata. Lądowaliśmy późnym południem kiedy słońce nabiera pomarańczowego blasku. To właśnie wtedy po raz pierwszy zobaczyłem pokryte śniegiem góry Atlasu środkowego, które naprawdę robią ogromne wrażenie. Moja twarz przyklejona do okna kabiny samolotu, nie mogła przestać się uśmiechać. Po wyjściu z samolotu szybko zrozumiałem, że na nic zda mi się kurtka, czapka czy rękawiczki. Po przejściu przez kontrole celną wzięliśmy taksówkę i ruszyliśmy do naszego hostelu. Palmy, samochody, motorowery, osiołek, znowu palmy, a potem mur… długi i czerwony. Przejechaliśmy przez jedną z bram wjazdowych do medyny Marrakechu. Taksówkarz wysadził nas w centrum i pokazał w którą stronę do placu głównego, stamtąd było już 2 minuty do hostelu. Oczywiście nie obyło się bez wcześniej wspomnianych przewodników, którzy pytali o adres naszego hostelu by pokazać nam drogę i zgarnąć za to parę dobrych Dirhamów. Po paru minutach błądzenia znaleźliśmy nasz riad. Zapach wilgoci, mozaiki na ścianach, palmy w donniczkach i czillujący turyści w patio, wertujący ekraniki swoich telefonów tworzyli tę niezapomnianą atmosferę którą ciężko wybić z głowy. Isaam - bo tak nazywał się gospodarz hostelu - miło nas przyjął, pokazał nam nasz pokój, polecił gdzie tanio zjeść i co warto zobaczyć. Główny plac Jamaa el fna nocą zamienia się w jedną wielką ucztę… po zmroku na placu rozkładane są stoiska na których można zakosztować różnych dziwnych rzeczy począwszy od gotowanych ślimaków, kończąc na baraniej głowie. 
Zbierają się tu grupki miejscowych muzyków którzy wykonują marokańską muzykę gromadząc dookoła siebie widownie. Gdy tylko widzą białą twarz, zaraz podbiega jeden z nich z kapeluszem prosząc o wynagrodzenie. Zapach dymu, przypraw, kadzidełek i olejków jest nieodłączną częścią tego miejsca. Pełno tu straganów z ręcznymi wyrobami ceramicznymi, płóciennymi, skórzanymi czy metalowymi, są wróżbici, uzdrowiciele i zamaskowane damy które ozdobią twoje dłonie tatuażami z henny. Krótko mówiąc, plac zrobił na mnie duże wrażenie pierwszego wieczoru lecz z każdym spędzonym dniem w Marrakechu coraz mniej chciało mi się tam zaglądać. Zgiełk i ciągłe nagabywanie na dłuższą mete jest dość męczące. Dlatego trzeba się nauczyć dużej cierpliwości i dystansu do natrętnych miejscowych. 

Łącznie w Marrakechu spaliśmy 4 noce, gdyby się dało to zostałbym tam max. 2 dni.. niestety jest to miejsce wypadowe w góry atlas i z tąd też były nasze loty. Następnym punktem naszej podróży była piękna miejscowożć portowa - Essaouria… ale o tym to w następnej części mojego reportażu. 






















































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz